czwartek, 17 kwietnia 2014

Imagin z Ciarą. ;) Część 1

Otóż... Jest to historia pewnej dziewczyny, która przeżyła coś czego nikt, a zwłaszcza ona, się nie spodziewał. Zacznę może od przedstawienia jej skromniej osoby.
Nazywa się Ciara Monday. Miała cudowną matkę, która niestety odeszła w nieznanych jej okolicznościach, brata, który już mieszkał na swoim, no i ojca. Jest utalentowana i to nawet bardzo, ale nie ma łatwo w życiu. Miała złote palce, cudownie grywała na fortepianie. Naukę jednak utrudniał jej ojciec, który za każdą drobnostkę ją karał. Były to okrutne kary. Czasami przytrzaskiwał czymś dziewczynie dłonie, na których pojawiały się potem siniaki przez co Ciara czasami nie była w stanie grać. 
Jej ojciec wiedział, że fortepian jest dla niej wszystkim i chciał jej to wszystko odebrać. Myślał, że jego córka się zniechęci, lecz ona zaś chciała mu pokazać, że jest wytrwalsza niż mu się wydaje. Do tej pory ta walka między nimi trwa.
Ciara tak jakby wybiła się dzięki jej staremu przyjacielowi Tomowi. Szukał kogoś do grania na jego koncertach, a los sprzyjał Ciarze i teraz jeździ w trasę z Tomem Odellem. Robi to co kocha i przy okazji zbiera pieniądze na wymarzoną szkołę muzyczną.
Z czasem Ciara zaczęła nagrywać własne filmiki i trochę się wybiła na swoim kanale na YouTube. Poznało ją wiele ludzi. Była głównie rozpoznawana przez ciemny kapelusz oraz czerwona szminka na jej pełnych ustach. Dzięki tym rzeczom wyróżniała się i to stało się jej znakiem rozpoznawczym w internecie.
Pewnego dnia grała w swoim rodzinnym mieście. Skorzystała z wolnej chwili i ruszyła do domu po kilka rzeczy. Miała cichą nadzieję, że ojca nie będzie w domu, lecz się zawiodła. Ledwo przekroczyła próg domu, a mężczyzna już rozpoczął kłótnie. Dziewczyna nadal kłócąc się z ojcem zabrała potrzebna rzeczy ze swojego pokoju i gdy miała już wychodzić, ojciec przyparł ją do ściany złapał za dłonie i zaczął je pić twardym narzędziem, którego dziewczyna była w stanie rozpoznać, z całej siły. Ciara poczuła ogromny ból i próbowała się wyrwać, co po chwili jej się udało. Wybiegła przez wcześniej otwarte przez nią drzwi frontowe i ruszyła do hotelu, w którym właśnie nocowała. Obolałymi dłońmi, które czuła jakby pulsowały, nie umiała nawet wcisnąć guzika windy. Musiała podejść do recepcjonistki. Ona uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, wstała poprawiając swoją ołówkową spódnicę za kolano w kolorze ciemnej szarości i wcisnęła guzik o który ją poprosiła Ciara. Podziękowała jej przez zaciśnięte zęby i drzwi windy się zamknęły. Na piętrze, cudem otworzyła drzwi i wręcz biegiem ruszyła po apteczkę. Wzięła tabletki przeciwbólowe i zabandażowała, wcześniej nakładając łagodzącą maść na już sine dłonie. Była godzina dość wczesna godzina, ale chcąc złagodzić ból położyła się na hotelowym łóżku, z myślą o śnie. Po chwili jednak rozległo się pukanie do drzwi, które leżąca dziewczyna o blond włosach postanowiła zignorować. Po chwili pukanie ucichło i Ciara mogła swobodnie zasnąć.
Dziś koncert. Była zaledwie godzina 7, a Ciara była już na nogach, przez to, że dzień wcześniej poszła spać o tak wczesnej porze. Buszowała po swojej małej kuchni w pokoju hotelowym, starając się zrobić coś wyśmienitego na śniadanie czym były zwyczajne naleśniki. Ręce Ciary już nie były tak obolałe, lecz pozostały na nich siniaki. W najgorszym stanie były palce, przez co bała się, że nie zagra na dzisiejszym koncercie Toma. Taka opcja nie wchodziła jednak w grę. Blondynka za wszelką cenę chciała udowodnić, że da radę. Chciała to udowodnić sobie. Po zjedzeniu posiłku, ruszyła do sypialni i otworzyła walizkę odszukując jakiś ciuchów na dzisiejszy dzień. Wybrała czarne spodnie, białą, luźna bluzkę na ramiączkach i na to skórzaną kurtkę, którą uwielbiała, a na stopy żółte trampki za kostkę, z którymi się nie rozstawała. Ubrała na razie tylko spodnie i bluzkę, a kurtkę wraz z kapeluszem odłożyła na pobliskie krzesło. Poszła wolnym krokiem do łazienki wykonać poranną toaletę i nałożyć makijaż, który składał się z cienkiej czarnej kreski wokół oka, tuszu do rzęs oraz perfekcyjnie pomalowanych ust czerwoną szminką w dość intensywnym odcieniu. Dzisiaj te wszystkie czynności zajęły jej więcej czasu niż zwykle, ze względu widocznych siniaków, na jej drobnych dłoniach. Gotowa Ciara ubrała resztę rzeczy na siebie, przeczesała szybko szczotką jej wyprostowane włosy i podeszła do drzwi z zamiarem wyjścia. Idąc w stronę pokoju Odell'a spojrzała na zegar wiszący na korytarzu, który już wskazywał godzinę 9.
 

Już 9?! Wow. Stanęłam na przeciwko drzwi do pokoju Toma upewniając się czy pod dobry numer trafiłam. Tak zgadzał się. 
Stojąc przed drzwiami usłyszałam rozmowę Toma z kimś jeszcze. Zapukałam najgłośniej jak umiałam, przygryzając wargę z bólu. Odruchowo spojrzałam na niestety dość widoczne zaczerwienienia i sine miejsce. Wygląda to gorzej niż się podziewałam. Po chwili usłyszałam kroki, a drzwiach stanął uśmiechnięty blondyn.
- Idziemy już...? - nie dokończyłam zdania, wskazując tylko głową gdzieś za siebie. 
- Tak, już idziemy. - chwycił kurtkę, założył ją na swoją koszulę w czarno-niebieską kratę i nie zamykając drzwi ruszył ciągnąc mnie lekko za ramię w stronę wyjścia. Szliśmy ramie w ramie, nie odzywając się co nam kompletnie nie przeszkadzało. - Dzisiaj na próbie i koncercie będziemy mieli gości, więc próba będzie bardziej luźna.  
- A kto to będzie? - zapytałam zaciekawiona, po czym weszliśmy do windy. 
- Wszystkiego się dowiesz na miejscu. - puścił mi oczko i się zaśmiał, a ja po chwili postanowiłam mu zawtórować. Zjechaliśmy windą do recepcji, gdzie przywitałam się z kobietą, która wczoraj mi pomogła i autem Toma odjechaliśmy pod arenę na której miał odbyć się dzisiaj koncert Toma Odell'a. 
Podjechaliśmy pod tylne wejście, przeszliśmy przez zaplecze i doszliśmy do szatni oraz innych pomieszczeń. W jednym z nich po chwili zniknął mój towarzysz, a ja poszłam od razu na scenę zasiadając przy moim... instrumencie . Przejechałam palcami po czarnej nawierzchni i usiadłam na stołku przed klawiszami. Dłonie położyłam na instrument i po prostu zaczęłam grać jedna z piosenek na wieczór. Kochałam grać. Przez granie tworzyłam swój własny świat, który mnie absolutnie pochłania. Jest dla mnie -mogę powiedzieć, wszystkim. Moje dłonie swobodnie wędrowały po klawiszach, co chwilę naciskając na nie. 
- Ciara! Ciara! - usłyszałam zza moich pleców wołanie. Odwróciłam nieznacznie głowę i ujrzałam mojego przyjaciela. 
- Nie musisz krzyczeć. Co chcesz? - podeszłam do stojącego z boku sceny Toma.
- Okej, okej. Chodź... Chcę ci kogoś przedstawić. - z chytrym uśmiechem ruszył przed siebie, a ja jak najszybciej ruszyłam tuż za nim. Usłyszałam czyjeś głośne rozmowy zza drzwi i już po chwili wiedziałam do kogo należą te głosy. Dobra... 
- Ciaro... Poznaj zespół One Direction. Od tej pory oto ci... ludzie - zaśmiał się - będą z nami w trasie. - popatrzałam z zapytaniem na mojego blond przyjaciela.
- Że co? - powiedziałam cicho.
- No tak... Dzisiaj robią mi jako support, a pojutrze ja im. I tak będzie teraz wyglądała trasa... - przerwał mu dzwonek jego własnego telefonu, który po chwili już trzymał w dłoni i z kimś zacięcie rozmawiał - Ciara ja cie zostawiam z tymi oto osobnikami... musze spadac. - ostatnie zdanie wypowiedział już całkiem zwracając się do mnie. Co?! Czemu?! Nie lubię poznawać nowych ludzi.. ugh...
- Okej! Leć już leć... - machnęłam na niego ręką z uśmiechem, na co on tylko mnie ucałował w policzek i wyszedł. Ja w tym momencie się odwróciłam do moich nowych (mam nadzieję) kolegów. - No to zacznę od tego, że jestem Ciara...
- Ja Zayn!
- Ja Louis!
- Ja Harry! 
- Ja Niall!
- No i ja Liam... Miło nam cie poznać. - zaczęli się po kolei przedstawiać. Ten ostatni uśmiechnął się przyjaźnie, przez co sprawiał wrażenie człowieka, któremu można zaufać. Odwzajemniłam delikatnie jego uśmiech i usiadłam na kanapie pomiędzy blondynem, a loczkiem. Czemu tam usiadłam? A no tak.. Niestety jedyne wolne miejsce było właśnie tam. Los się po prostu do mnie uśmiechał. Czujesz ten sarkazm? Spojrzałam na nich obojętnie i plecami się oparłam o skórzane oparcie. Na początku było trochę... drętwo ze względu na panującą w pomieszczeniu ciszę. 
- Opowiedz nam coś o sobie.. w końcu spędzimy ze sobą jakiś czas... - zagadał loczek siedzący po mojej prawej stronie. Spojrzałam na niego i zauważając jego dołeczki spowodowane przez szeroki uśmiech, aż sama się uśmiechnęłam, bo dodawały one chłopakowi dziecięcego uroku, co wyglądało... słodko?
- Ciara Monday, gram na fortepianie w zespole Toma... to chyba tyle co chcecie wiedzieć - odpowiedziałam płynnie spoglądając na każdego chłopaka, starając dopasować wcześniej usłyszane imię do danej osoby. 
- A... zagrasz nam coś? No wiesz i tak będziemy słyszeć na koncercie, ale wiesz... - szturchnął mnie przyjaźnie łokciem blondyn, bodajże Niall. 
- Nie... - przeciągnęłam, kiwając głową - zaczekaj do koncertu... Niall? - powiedziałam dość śmiało. Chłopaki zachichotali na widok zaskoczonej miny Nialla. - Co ty taki zdziwiony? Hm..?
- Nie nic. - odezwał się speszony. Nie wiem o co mu chodziło, ale nie ważne.
Zamieniliśmy jeszcze kilka słów, jednak mimo wszystko czułam się niezręcznie. Czułam cały czas czyjś wzrok na mnie. Dokładniej był to Harry i Louis. Cały czas na mnie spoglądali i wymieniali się dziwnymi spojrzeniami uśmiechając się. O co im chodzi?

No i nadszedł koncert. Zasiadałam przy moim instrumencie i zaczęłam. Na samym początku pojawił się na mojej twarzy grymas, spowodowany przez ból palców, ale po chwili już o tym nie myślałam. Wszystko szło płynnie, czasami podśpiewywałam do mikrofonu, będąc czymś podobnym do jednoosobowego chórku. 
No i zostały dwie ostatnie piosenki do zagrania w tym ''Another Love''. Było coś ze mną nie tak. Moje palce powoli nie nadążały i przestawałam mieć w nich czucie. Odwróciłam lekko głowę i przy wejściu na scenę ujrzałam moich nowych znajomych, One Direction. Nie kontrolując tego ściągnęłam brwi i znów pojawił się grymas na mojej twarzy. Nie mogłam jednak przestać! Muszę... Dam radę... Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Tom.
- Ciara? Wszystko w porządku? - spojrzał na mnie z troską nie przejmując się publicznością. Ja schowałam szybko dłonie pod kurtkę i czując pulsującą krew w moich dłoniach wykrzywiłam moje czerwone usta w sztucznym uśmiechu.
- Tak. Przepraszam pogubiłam się lekko. Ale już jest okej... - lekko się wychyliłam za chłopaka i znów spojrzałam na niego - chyba ktoś tam na ciebie czeka... idź skończ co zacząłeś. No idź! - wskazałam głową na publiczność i wymusiłam śmiech... No i nadszedł czas na ''Another Love''. Mimo wszystko był to najbardziej znany utwór blondyna i był on chyba jednym z najbardziej wyczekiwany przez będącą tu ludność, więc po prostu nie mogłam dać plamy! Nie mogłam! Jak zawsze udowadniałam ojcu, że dawałam radę tym razem znów to zrobię! No i się zaczęło. Zacisnęłam wewnętrzną część policzka i zaczęłam jeździć po odpowiednich klawiszach. Ból wzrósł niemiłosiernie... Poddam się. Nie dam rady... I  tym momencie poczułam, że ktoś się do mnie dosiada i kładzie swoje dłonie na moich, grając za mnie. Myślałam najpierw, że to Odell, ale siedząc blisko tej osoby poczułam jej perfumy... Nie należały one do mojego przyjaciela. Podniosłam głowę z znakiem zapytania namalowanym na mojej twarzy. W tej chwili napotkałam mocno zielone oczy skupione na kompletnie czymś innym. Harry? Ale... jak to? Zanim się obejrzałam skończył się koncert, a chłopak wpatrywał się w moje oczy. Troska. To widziałam w jego oczach. Pierwszy raz... chyba w całym moim życiu nie widziałam tyle troski w czyjś oczach. Było to miłe, ale zarazem dziwne uczucie. 
- Dziękuję. Nie musiałeś... - zaczęłam spuszczając wzrok
- Musiałem. Co ci się stało w ręce? Czemu nie przestałaś nie można...
- Wiem! I to nie twoja sprawa co mi się stało, prawda? Dziękuję, ale... daj mi już spokój. - tym razem to ja mu przerwałam i czym prędzej wybiegłam ze sceny próbując się przepchać przez 4 chłopaków zagradzających wejście.
Wbiegłam do garderoby nogą zatrzaskując drzwi po których po chwili się osunęłam na ziemie i wybuchłam niepohamowanym płaczem. Ból i sumienie, to mnie dręczyło...
Jednak ktoś mi przerwał... Pukanie... Tylko to teraz miałam w głowie...

                                                                                                
Witam wszystkich... To znowu ja... Oto nowy imagin , który prawdopodobnie będzie miał 2 części. I będzie to mój ostatni imagin, który zakończy moją podróż z tym blogiem.
Pozdrawiam

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Harry i Charlotte

"Szczęśliwa miłość może niekiedy przemawiać językiem pochlebstwa. Ale nieszczęśliwa miłość wyznaje zawsze prawdę..." 

- Mamuś, mamuś szybciej! - Tess od piętnastu minut poganiała mnie w spożywaniu posiłku. Co chwilę jej małe,zgrabne rączki łapały się skrawków mojej długiej spódnicy i ciągnęły za nią, tym samym zmuszając mnie do szybszego przełykania kanapek pozostałych na talerzu. Gdy dziewczynka zobaczyła,że skończyłam,uradowana zaczęła klaskać w dłonie po czym pobiegła do hallu,by zaraz potem wrócić z niego z parą czarnych conversów,które dostała dzisiaj rano z okazji swoich czwartych urodzin. W tym samym czasie do kuchni wszedł wysoki mężczyzna z kubkiem po kawie w ręku. Ciemne krótkie włosy,lekki zarost,szczupła sylwetka i niebieskie oczy tworzyły razem przystojnego i wysportowanego faceta.
- Noah,Noah! Razem z mamusią wychodzimy do parku,dobrze? Będziesz się gniewał,że tylko z mamusią? - Tessa podbiegła do niego i przytuliła się do jego nóg. Noah zaśmiał się i wolną ręką przytulił ją do siebie.


- Oczywiście,że nie księżniczko. Bawcie się dobrze,tylko uważajcie na siebie - Popatrzył na mnie i posłał w moją stronę uroczy uśmiech. Odwzajemniłam go po czym zawołałam swoją córeczkę do siebie i chwytając ją za rączkę, wyszłyśmy z domu. Dzień był naprawdę ładny i co dziwne, jak na końcówkę listopada, było dość ciepło,a na niebie było tylko kilka pojedynczych chmur. Tessa maszerowała dzielnie poprzez niezbyt zatłoczone przedmieścia Londynu z uśmiechem od ucha do ucha,cały czas nie puszczając mojej dłoni.
- Gdzie chcesz iść kochanie? -Zapytałam niezbyt wiedząc dokąd dziewczynka mnie prowadzi.
- Do parku mamuś! - Pisnęła szczęśliwa i na tyle ile to było możliwe,przyspieszyła tempo. Zaśmiałam się dość głośno,jednak nic nie mówiąc,pozwoliłam jej się dalej ciągnąć. Gdy doszłyśmy na miejsce,Tess od razu pobiegła w kierunku placu zabaw,na którym znajdowało się sporo innych dzieci. Uśmiechnięta, skierowałam się w stronę wolnej ławki,którą wcześniej sobie wypatrzyłam. Miałam z niej doskonały widok na mojego szkraba latającego w te i wewte pomiędzy huśtawkami,zjeżdżalnią,a piaskownicą. Jej brązowe loczki do ramion powiewały wesoło na wietrze, a każde radosne spojrzenie w moją stronę zakończone było ogromnym uśmiechem z przeuroczymi dołeczkami po obu stronach policzków. Tak bardzo mi go przypominała... Szybko odsunęłam od siebie te myśli i powtórnie skupiłam wzrok na swojej córeczce,jednak nigdzie jej nie było. W mgnieniu oka poderwałam się z ławki,rozpaczliwie rozglądając się na wszystkie strony i wtedy ją zobaczyłam. Tessa biegła w stronę ulicy,na której co kilka sekund przejeżdżało jakieś rozpędzone auto.
- TESSA! - Krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam,ale dziewczynka mnie nie słyszała. Puściłam się pędem w kierunku czterolatki,jednak dobrze wiedziałam,że była już za daleko. W moich oczach wezbrały się łzy,co spowodowało,że jeszcze bardziej przyspieszyłam swój bieg. - TESSA NIE! - Wydarłam się zrozpaczona widząc jak moja córeczka postawiła już jedną nogę na jezdni i w tej samej chwili ktoś gwałtownie pociągnął ją do tyłu,przyciągając do siebie i zamykając w szczelnym uścisku. Podbiegłam do człowieka w kapturze,który postawił już małą na ziemi,a ta rzuciła się w moje ramiona. Po moich policzkach spłynęła niekontrolowana fala łez strachu i szczęścia,które zmieszały się ze sobą.
- Kochanie,co ty sobie myślałaś?! -Powiedziałam oskarżycielsko,przebijając się przez płacz,ale kąciki moich ust mimowolnie uniosły się w górę czując dotyk mojej Tessy,całej i zdrowej.
- Przepraszam mamusiu,ja nie chciałam. Goniłam motylka,a on mi uciekł i... - Jej głos załamał się na końcu i mocniej się do mnie wtuliła. Zaczęłam szeptać do niej i gładzić jej włosy by się uspokoiła. - Kocham cię mamusiu - Usłyszałam cichutki głos mojego skarbu.
- Oh kochanie,nawet nie wiesz jak ja kocham ciebie - Powiedziałam i zamykając ją szczelniej w objęciach,pocałowałam ją w czółko. Nagle przypomniałam sobie o nieznajomym,który przez cały czas stał obok nas i przyglądał się całej sytuacji. Wzięłam Tess na ręce i stanęłam twarzą w twarz z chłopakiem lecz to co zobaczyłam spowodowało,że wciągnęłam głębiej powietrze to ust, po chwili się nim krztusząc.

Idealnie wyrzeźbione ciało,rozpalony tors,który zawsze dawał mi ciepło, umięśnione ramiona otaczające mnie ze wszystkich stron tak jakby ich właściciel chciał przez to przekazać,że należę tylko i wyłącznie do niego, opalona cera,urocze dołeczki w policzkach,idealnie proste zęby tworzące najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek był dany mi ujrzeć,idealnie ułożone loki sunące po twarzy i najpiękniejsze zielone oczy... oczy,którym wystarczyło dosłownie kilka sekund,by zawładnąć moim umysłem i ciałem. Mój Harry...

Czas nagle stanął w miejscu. Tessa oplatała sobie moje włosy wokół palców radośnie przy tym podśpiewując,jednak nie do końca słyszałam wypowiadane przez nią słowa.
Oczy oczy oczy oczy...
Nie wiem czemu ten jeden wyraz obijał mi się bez przerwy o uszy. Źrenice Harrego znacznie się rozszerzyły i stały się teraz skupiskiem wszystkich emocji,lecz głównie strachu,szczęścia,ulgi i przede wszystkim ogromnego zdziwienia. Mogłabym przysiąc,że chłopak w moim spojrzeniu widzi dokładnie to samo. Styles sięgnął do kaptura i zsunął go z głowy,a jego włosy jak za dotknięciem różdżki wystrzeliły na wszystkie strony.
Idealne idealne idealne idealne...
Po raz drugi skarciłam siebie w myślach za powtarzanie poszczególnych wyrazów, jednak byłam zbyt zszokowana żeby się odezwać.
- Witaj Lottie - Ochrypnięty,niski głos rozniósł się po całej mojej czaszce powodując tym samym pojedynczy dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
- Cześć Harry - odpowiedziałam cicho spuszczając wzrok na swoje buty. Nie byłam do końca pewna co powiedzieć, a ogromna gula w moim gardle wcale tego nie ułatwiała. Widać było, że chłopak również prowadzi ze sobą wewnętrzną walkę.
- ...mamo? - Tessa wpatrywała się we mnie swoimi pięknymi oczkami powtarzając po raz kolejny te samo słowo.
- Tak kochanie? - Potrząsnęłam lekko głową budząc się jakby z transu. Zacisnęłam mocniej uścisk wokół talli małej na co na twarzy Harrego pojawił się grymas i pewnego rodzaju urażenie. On wiedział, że zrobiłam to celowo...
- Możemy już wrócić na plac zabaw? Chcę się jeszcze pobujać - Tessie z powrotem zaświeciły oczka. 
- Oczywiście, leć - Niepewnie postawiłam córeczkę na ziemi, a ta od razu pobiegła w stronę huśtawek. 


Wymijając Styles'a poszłam za małą, jednak po kilku sekundach usłyszałam za sobą kroki ciężkich butów, które należały do loczka. Głębiej wciągnęłam powietrze do ust i przyśpieszyłam minimalnie swój chód. Usiadłam na tej samej ławce co poprzednio tym razem bez przerwy wpatrując się w biegającą Tessę. 
- Zmieniłaś się - Usłyszałam przerażający szept osoby, która się do mnie dosiadła. Zacisnęłam usta w wąską linię nie dając poznać po sobie jakiekolwiek strachu.
- Ty również - Odpowiedziałam równie cicho co on. Obydwoje siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w Tess.
- Ona też się zmieniła - Powiedział chłopak raczej sam do siebie, nie odrywając wzroku od dziewczynki. Moje mięśnie odruchowo się napięły znając drugi sens wypowiedzianych przez niego słów. 
- Nie Harry - Powiedziałam stanowczo jednak przy końcówce mój głos lekko zadrżał.
- Charlotte daj mi przynajmniej z nią porozmawiać... - 
- Powiedziałam NIE! - Krzyknęłam patrząc prosto w jego oczy, które na ułamek sekundy z pięknej zieleni zmieniły się w czarną pustkę słysząc moją gwałtowną wypowiedź. Chłopak zacisnął mocniej szczęki i odwrócił wzrok w przeciwną stronę. Wykorzystałam chwilę aby zawołać swoją córeczkę do siebie, a ta przybiegła wpadając prosto w moje ramiona. 
- Musimy już iść mamusiu? Noah się martwi? - Powiedziała zrozpaczona Tessa. Oczy Harrego buchnęły żywym ogniem i spoczęły na niej by zaraz przenieść spojrzenie prosto w moje źrenice.
- Kto to Noah? - Z ust chłopaka wydobył się cichy syk. Jednak po kilku sekundach wyraz twarzy Styles'a złagodniał a ten skrępowany odwrócił wzrok. Puściłam jego pytanie o uszy, chwytając przy tym mój skarb za rączkę.
- Miło było cię spotkać Harry - Powiedziałam na tyle obojętnym tonem na ile było mnie stać w obecnej sytuacji,po czym odwróciłam się do niego plecami.
Nagle poczułam uścisk na swoim ramieniu i stanęłam jak wryta.
- Nie pozwolę ci odejść Lottie. Nie tym razem - Z ust Harrego wydobył się szept. Szept,który sprawił,że moje źrenice gwałtownie się rozszerzyły.


*** (3,5 lat wcześniej)***
Promienie słońca prześwitujące przez cienkie rolety omiotły moją zmęczoną twarz. Jęknęłam z rozpaczą,pamiętając przy tym by nie zrobić tego zbyt głośno żeby nie obudzić osoby leżącej obok mnie. Przeciągnęłam się leniwie.
- Harry... - Zaczęłam po omacku przeszukiwać miejsce, na którym powinien znajdować się mój narzeczony, jednak moje palce zacisnęły się na pustym prześcieradle. Wiedząc już że Harego nie ma przy mnie, przetarłam oczy rękami by przyzwyczaić je do światła, po czym wyszłam z sypialni kierując się do pomieszczenia obok, w którym spokojnie spała nasza półroczna córeczka, Tessa. Upewniając się, że z dzieckiem wszystko w porządku zeszłam na dół prosto do kuchni, gdyż mój żołądek dawał się we znaki. Postanowiłam przystanąć tylko i wyłącznie na jogurcie, gdyż mój brzuch po ciąży słabo jeszcze trawił cięższe jedzenie. Siadając przy stole moim oczom ukazał się świstek papieru. Od razu wzięłam się za studiowanie tekstu.

"Kochana Lottie,
Nawet nie wiesz ile kosztuje mnie wyjście z domu nie widząc jak się budzisz i nie czując twoich miękkich ust na moich spragnionych wargach, jednak muszę wyjść. Dzisiaj na siłownię przywieziono nowy sprzęt i Bob prosił bym go wypróbował jako pierwszy. Nie zgadzałem się, ale sama wiesz jak mnie do tego ciągnie. To jest silniejsze ode mnie...
"


Zrobiłam przerwę w czytaniu, a na moją twarz wpłynął uśmiech. Miał rację, wiedziałam. Harry posiadał ogromną firmę odziedziczoną po ojcu,jednak nie przeszkadzało mu to w żadnym wypadku być jednym z najlepszych bokserów na świecie. Pamiętałam bardzo dobrze gdy po raz pierwszy dowiedziałam się o zamiłowaniu Harrego. Nie potrafiłam spać po nocach kiedy wychodził na bitwy i dopiero gdy wracał i czułam jego umięśniony tors przy sobie,mogłam spokojnie odpłynąć do krainy Morfeusza. Teraz moje obawy były dokładnie takie same,jednak Hazz przystopował z walkami, gdy dowiedział się o mojej ciąży. Jak Tessa trochę podrośnie wszystko miało wrócić do normy,czego obawiałam się najbardziej. Odgoniłam od siebie te myśli i zajęłam się dalszą częścią liściku.

"...Proszę żebyś nie wychodziła dzisiaj nigdzie z małą i nie czekała na mnie jeśli miałbym wrócić późno,bo jeszcze muszę podjechać na chwilę do firmy i obiecałem Lou,że do niego wpadnę. Jeżeli będziesz grzeczna to odwdzięczę ci się wieczorem słonko. Twój Harry xX "

Czytając końcówkę wiadomości na mojej twarzy zagościły dwa czerwone rumieńce. No tak,cały Styles. Harry prosił mnie by nie wychodzić,jednak nie przychodził mi żaden pomysł na dobre spędzenie czasu w domu. Westchnęłam ciężko słysząc płacz Tess z góry i od razu poszłam w jej stronę. Dziewczynka leżała w swoim łóżeczku, kopiąc nóżkami na wszystkie strony, ale z jej oczu nie płynęły już słone łzy.
Wzięłam ją na rączki i zaczęłam lekko kołysać. Moja córeczka uśmiechnięta popatrzyła na mnie swoimi zielono-niebieskimi oczkami. Były takie piękne,gdyż u Tessy mój kolor oczu złączył się z barwami oczu Harrego. Po przewinięciu małej, nakarmieniu oraz przebraniu i założeniu na nią kurteczki oraz bucików, ponownie zeszłam na dół tym razem wkładając małą do wózka,w którym Tessa bawiła się niebieską grzechotką. Nie miałam zamiaru siedzieć cały dzień w mieszkaniu i marnować czas na telewizję lub cokolwiek innego.  "Harry sam napisał,że wróci późno więc nie ma szans na to by zauważył moją nieobecność". Nie myśląc nad tym długo,przeszłam próg naszego domu kierując się w stronę sklepu. Pogoda była dość ładna, a rozbawiona Tess co chwilę śmiała się ze wszystkiego naokoło. W sklepie spędziłam dobre piętnaście minut zastanawiając się nad produktami potrzebnymi na dzisiejszy obiad. Wychodząc siatka, przepełniona moimi zakupami pękła, a cała jej zawartość wysypała się na ziemię. Przeklęłam w duchu, po czym zabrałam się za zbieranie rzeczy. Jakaś postać przechodząca obok mnie kucnęła i razem ze mną podnosiła jedzenie do drugiej torby. Gdy już chodnik został oczyszczony z moich zakupów, podniosłam wzrok na osobę, która mi pomogła. Chłopak, pewnie o rok młodszy ode mnie stał patrząc się prosto w moje oczy. Był opalony, a jego błękitne oczy i rozwichrzone blond włosy stwarzały razem naprawdę przyjemny widok.
- Dziękuję za pomoc - Uśmiechnęłam się promiennie do nieznajomego
- Nie ma sprawy - Chłopak opowiedział takim samym gestem - Jestem Jack - Jego ręka powędrowała w moim kierunku
- Charlotte, ale mów mi Lottie - Powiedziałam ściskając dłoń chłopaka. Jack popatrzył w stronę wózka,w którym teraz spokojnie spało moje dziecko
- A to kto? - Powiedział jeszcze bardziej się uśmiechając i podchodząc do spacerówki. Niespokojnie stanęłam bliżej śpiącej księżniczki
- Tessa, moja córeczka - Poprawiłam kocyk, który dziewczynka odkopała przez sen
- Jest śliczna. Tak jak mama - Słysząc słowa chłopaka, na moich policzkach pojawiły się czerwone rumieńce, ale je zignorowałam
- My już będziemy iść do domu - Położyłam dłonie na rączce od wózka
- Co ty na to, żebym was odprowadził? Nie mam nic do roboty, a chętnie bym z tobą porozmawiał - Popatrzyłam w stronę chłopaka trochę zdziwiona, jednak w jego oczach było widać, że mówi całkowicie szczerze. Przez chwilę jeszcze analizowałam wszystkie za i przeciw, ale po chwili kiwnęłam głową, co znaczyło, że moja "za" wygrały.
Idąc z powrotem do mojej posiadłości co chwilę wybuchałam głośną falą śmiechu, spowodowaną śmiesznymi opowieściami Jack'a. Już po pięciu minutach drogi, czułam się jakbym gadała z dawnym przyjacielem. Tessa cały czas spała i dopiero przed kilkoma minutami otworzyła oczka, co spowodowało, że twarz mojego towarzysza aż cała rozpromieniała. Chłopak rozśmieszał ją co chwilę, robiąc jakieś głupie miny. Gdy doszliśmy pod moje drzwi, pierwszym co zrobiłam, było rozejrzenie się w poszukiwaniu auta Harrego, ale na szczęście owej rzeczy nie znalazłam
- Dziękuję, że mi dzisiaj umiliłeś drogę powrotną. Tessa cię wręcz uwielbia - Powiedziałam sama śmiejąc się ze swoich słów - Wpuściłabym cię do środka, ale mam jeszcze obiad do przygotowania,muszę się zając małą...eh, sam rozumiesz - Musiałam wymyślić cokolwiek żeby jak najszybciej stąd odszedł
- Oczywiście. To do przyszłego spotkania - Uśmiechnął się po czym zbliżył do mnie i złożył na moim policzku prawie niewyczuwalny pocałunek. W tym samym czasie jakiś samochód zaparkował przed garażem, a dźwięk zamykających gwałtownie drzwi rozległ się niemal po całej okolicy. Za późno... 
- Charlotte! - Donośny głos Harrego obił się echem w całej mojej głowie. Szybko odsunęłam się od Jack'a i popatrzyłam prosto w rozgniewane oczy mojego narzeczonego, które teraz przybrały całkowicie czarny odcień. Chłopak patrzył to na mnie to na Jack'a, a jego twarz stała się purpurowa od gniewu. Przełknęłam ogromną gulę w gardle i uśmiechnęłam się lekko w jego stronę
- Harry to... - Chłopak nie dał mi skończyć tylko stanął pomiędzy mną a moim towarzyszem i popchał go do tyłu.
- Lottie, weź Tess i idź z nią do środka - To nie był mój Hazz. Mój Hazz nie wyglądał jak morderca i nie sprawiał, że pod wpływem jego głosu cała się trzęsłam ze strachu. To nie był mój Hazz...
- Nie Harry. Zostaw Jack'a w... -
- Powiedziałem, że masz iść do domu! - Krzyknął na mnie Harry, nawet nie odwracając się w moją stronę. W moich oczach wezbrały się łzy. 
- Przepraszam Jack - Powiedziałam bezgłośnie, po czym, trzęsącymi się rękoma chwyciłam ponownie za rączkę od wózka i otworzyłam drzwi do domu. Ostatnim co zobaczyłam zanim zniknęłam za progiem domu była pięść Harrego zderzająca się ze szczęką Jack'a. Osunęłam się po drzwiach, a łzy spłynęły po moich policzkach. "Obiecał mi...obiecał, że już nigdy nie będzie taki jak dawniej" - słowa te odbijały się cały czas w mojej głowie
- Rozumiesz?! Ona jest kurwa moja! One są moje! - Słyszałam krzyki Harrego z podwórka, na co jeszcze bardziej się rozpłakałam - Jeszcze raz ją dotkniesz, a cię zabiję! - Nie mogąc wytrzymać, wstałam i pobiegłam do naszej sypialni w przelocie łapiąc jakąkolwiek walizkę. Wysypałam do niej wszystkie rzeczy moje i Tessy, które były pod ręką, po czym zbiegłam z powrotem na dół. Pobiegłam do łazienki, żeby móc zrobić to samo, a następnie do kuchni żeby zabrać przybory małej do karmienia. Mijając blat kuchenny zatrzymałam się przy nim na chwilę i zsunęłam z palca pierścionek zaręczynowy rzucając nim o stół. To wszystko co się działo... to było dla mnie zbyt wiele. Nie mogłam pozwolić na to, żeby kiedykolwiek Styles wpadł w furię przy Tess i wyrządził jej jakąś krzywdę. Nawet nie potrafiłam o tym myśleć. Podeszłam po wózek, po czym uchyliłam drzwi balkonowe i przechodząc przez trawnik otworzyłam furtkę znajdującą się z tyłu ogrodu. Nie obracając się za siebie ruszyłam przed siebie, wyciągając z torebki telefon i wybierając jeden jedyny numer. Nie musiałam długo czekać, a po drugiej stronie rozległ się kojący głos mojego przyjaciela.
- Noah? Mogę do ciebie przyjść? - ...

***Teraźniejszość***


...Odwróciłam głowę w stronę Harrego, gdy ten w tym samym momencie przycisnął swoje rozpalone wargi do moich ust. Wiedziałam, że powinnam się odsunąć, zrobić cokolwiek. Wiedziałam, że to w ogóle nie powinno się zdarzyć, jednak nie zrobiłam nic, żeby temu zapobiec. Nie powinnam wychodzić z Tessą do parku, nie powinnam spuszczać ją z oka, nie powinnam pozwolić na spotkanie z Harrym,a już na pewno nie powinnam dać mu się całować. I co z tego? Jak ja i tak teraz nie potrafiłam zrobić nic.  Po prostu stałam tam i z ogromną czułością oddawałam pocałunki mojego niedoszłego narzeczonego. Nie potrafiłam się poruszyć, jakby moje nogi nagle wzrosły w ziemię. Rączka mojej... naszej córeczki lekko ściskała należącą do mnie dłoń. Nie myśląc o otaczającym mnie świecie odwzajemniałam pocałunki jeden po drugim, starając się jak najbardziej zapamiętać każdy milimetr jego pełnych ust. Gdy zabrakło nam obydwu powietrza, odsunęliśmy się od siebie, a ja wylądowałam w ramionach Harrego.
- Wróć do mnie - Jego szept owiał moją twarz, co sprawiło, że lekko się wzdrygnęłam.
- Harry... - Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć, a wojna myśli, która aktualnie toczyła się w mojej głowie, w ogóle mi tego nie ułatwiała. Chciałam wrócić. Tak cholernie chciałam wrócić i zacząć wszystko od początku. Moim marzeniem było, żeby Tess w końcu poznała ojca, żebyśmy znów razem zamieszkali, żebyśmy w końcu byli jedną, szczęśliwą rodziną. Ale to się nie mogło zdarzyć. Wracając do sytuacji sprzed 3 lat, po prostu się bałam. Nie koniecznie o siebie, ale o moją kochaną Tessę i innych ludzi w moim otoczeniu. Co jakby ta sytuacja się powtórzyła? I co by było gdyby miała dotyczyć Tessy?
- Lottie, przecież wiesz, że się zmieniłem. Nie jestem już taki jak kiedyś. Proszę cię, wróćcie do mnie obie. Nawet nie wiesz jak mi jest bez was ciężko. Błagam cię, daj mi możliwość odbudowania wszystkiego jeszcze raz. Daj mi możliwość was kochać. Ciebie kochać... - Powiedział łamiącym się głosem, po czym jego usta lekko spoczęły na moim czole. Zaciągnęłam się zapachem chłopaka.
- Kocham cię Lottie... - Usłyszałam tuż nad moim uchem. Tak strasznie mi tego brakowało. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Odsunęłam się na bezpieczną odległość, a Harry bacznie na mnie spojrzał.
- Hazz, ja nie mogę... - Powiedziałam siąkając nosem i spuszczając wzrok na dziecko, które zaciekawione zupełnie czymś innym, uśmiechało się. Oczy chłopaka wypełniły się łzami, jednak nic nie powiedział. Po kilku sekundach zaległej ciszy, Harry nie patrząc na mnie obrócił się i zaczął iść w przeciwną stronę.
- Życzę ci szczęścia Lottie, bo ja już go raczej nie znajdę - I po prostu odszedł. Czułam się gorzej niż podczas wszystkich kłótni z brunetem,w których nasze emocje wychodziły na świtało dziennie poprzez wzajemny krzyk. Czułam się gorzej, niż jakby po prostu podszedł do mnie i dał mi w policzek. Tymczasem on nie zrobił nic, a jego opanowanie i spokój przy wypowiedzianych przed chwilą słowach sprawił, że coś we mnie pękło. Trzyletni mur budowany właśnie na taką sytuację, po prostu w kilku sekundach przestał istnieć. Moja twardość i nieugiętość na jego słowa, ulotniła się jak dym z komina, pozostawiając tylko i wyłącznie ogromne poczucie winy. Ugięły się pode mną kolana, a ja wylądowałam na twardym chodniku, chowając twarz w dłoniach i nie kontrolując już ogromnej ilości łez spływającej po policzkach.
- Mamusiu? - Poczułam delikatną rączkę, na swoim kolanie, a gdy podniosłam głowę, zobaczyłam błękitno-zielone oczy mojej córeczki wpatrujące się we mnie z wielkim smutkiem. - Mamusiu, czemu płaczesz? - Dziewczynka podeszła bliżej i położyła dłoń na moim policzku, a ja bez słowa przyciągnęłam ją do siebie, chowając w szczelnym uścisku. - Mamusiu, udusisz mnie! - Mała zaśmiała się, na co na moją twarz również wpłynął lekki uśmiech.
- Przepraszam kochanie. Idziemy do domku? - Tess kiwnęła główką, po czym chwyciła mnie za rękę i razem odeszłyśmy w przeciwną stronę co Harry, pozostawiając za sobą przeklęty plac zabaw.

- Wróciłyśmy! - Puściłam Tessę w progu, która od razu poleciała do Noah siedzącego na kanapie i wskoczyła mu na kolana, przytulając go z całej swojej siły. Chłopak zaśmiał się.
- Witajcie. I co tam? Jak spacer? - Podczas gdy ja ściągałam buty, dziewczynka opowiadała mu wszystko, oczywiście oprócz rzeczy takich jak jej gonitwa za motylem, czy spotkanie Harrego, które dla niej po prostu nie były jakąś ważną częścią dzisiejszego dnia. Wykorzystałam moment samotności i skierowałam się do łazienki, by zmyć rozmazany makijaż i zwilżyć czerwone od płaczu oczy. Gdy przekroczyłam próg salonu z ust Tessy wydobyło się zdanie, którego się nie spodziewałam.
- A mamusi coś dzisiaj wpadło do oczka, bo bardzo płakała i jakiś pan próbował ją pocieszyć, ale rozpłakała się jeszcze bardziej - Zdziwione spojrzenie mojego przyjaciela sprawiło, że poczułam się lekko skrępowana. Usiadłam naprzeciwko ich na kanapie i zapatrzyłam się w zegar wiszący nad kominkiem, całkowicie wyłączając się z dalszych opowieści Tessy.
- Tess, idź na górę umyj rączki i poskładaj zabawki z naszej wczorajszej zabawy, a ja teraz posłucham streszczenia dnia z punktu widzenia twojej mamy, dobrze? - Dziecko uradowane kiwnęło głową i w przelocie dając nam buziaki w policzek, w mgnieniu oka pobiegło w wyznaczonym kierunku. Czułam jak twarz Noah zmienia się w jednej chwili z uśmiechniętej na poważną, jednak nadal nie odwracałam spojrzenia.
- Charollote, co się stało? - Jego pełne zmartwienia i ciekawości pytanie odbiło mi się echem w głowie. Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po kubek już prawie zimnej herbaty, która pewnie należała do Noah. Przez chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią. No bo co miałam powiedzieć? "Wiesz Noah,Harry uratował dzisiaj Tessę,która prawie nie skończyła pod rozpędzonym samochodem,po czym zaczął mnie całować, a jak jak głupia robiłam to samo i prawie przyznałam się do tego jak cholernie za nim tęsknie i mi go brakuje, ale jak zwykle zamiast serca posłuchałam rozumu i dałam mu kosza, a on po prostu odwrócił się i odszedł. Taki zwykły,najnormalniejszy dzień,prawda?" 
- Widziałam go dzisiaj - Były to jedyne słowa,które przeszły mi przez gardło. Nadal nie odwracałam wzroku od herbaty,natomiast pomiędzy nami zapanowała długa cisza.
- Nie musisz mi mówić więcej jeśli nie chcesz... -
- Chcę - Przerwałam mu i wbiłam swoje załzawione oczy prosto w jego rozszerzone tęczówki - Muszę Noah - Chłopak tylko kiwnął głową i bliżej się do mnie przysunął.
- Czy on... - Odwrócił wzrok -... czy on ci dzisiaj coś zrobił? - Popatrzyłam nie dowierzając na jego twarz,jednak oprócz lekkiego rumieńca wywołanego jego słowami, była ona jak najbardziej poważna.
- Nie! No co ty! On by mi nic nie zrobił... - Na końcu mojej odpowiedzi lekko się zawahałam. To jest Harry...mój Harry. Opiekuńczy,troskliwy,zazdrosny... - Nie, nic by mi nie zrobił - Dodałam już pewniej. I znów ta cisza.
- Ty go nadal kochasz,prawda? - Jego pytanie wbiło mnie w ziemię. Znów popatrzyłam na niego,jednak tym razem jego spojrzenie było stanowcze i twarde. Odwróciłam głowę nie udzielając mu odpowiedzi.
- Lottie, popatrz na mnie... - Po chwili wahania posłuchałam jego prośby. Westchnęłam.
- Czy to jest aż tak oczywiste? -
- No wiesz,może jakbyś nie miała wypisane na twarzy "Kocham Harrego" to by nie było - Mrugnął do mnie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- To jest takie beznadziejne. Wystarczy naprawdę chwila,żeby kogoś stracić i chwila żeby znów tą osobę odzyskać, nawet jeśli przez 3 lata było się nieugiętym. Dlaczego? - Noah tylko wzruszył ramionami.
- Wiesz, że ja w miłosnych sprawach nie jestem zbyt dobry - zrobił przerwę na uśmiech,z czego się zaśmiałam - ale wiem na pewno,że Harry się zmienił. Dałaś mu wystarczająco dużo czasu do naprawienia i przemyślenia błędów, a to,że przez cały czas on tego żałuje i chce żebyś dała mu drugą szansę,jest niepodważalnym dowodem na to,że on cie szczerze kocha. Może czas, żebyś zostawiła w tyle przeszłość i posłuchała głosu serca,którego do teraz tak strasznie się wyrzekałaś - Noah uśmiechnął się lekko w moim kierunku, a ja dosłownie nie wiedziałam co powiedzieć. Moje wielkie oczy po prostu błądziły po jego twarzy zastanawiając się czy on jest w stu procentach osobą, za którą się podaje. - Oh,no już! Nie gap się na mnie jak na obcego, Lottie! - Jego twarz dosłownie promieniała.
- Noah, to co powiedziałeś było...mądre - Zaczęłam klaskać w ręce,a mój przyjaciel najpierw lekko oburzony moją szczerością,teraz  teatralnie skinął głową z uznaniem. Noah miał rację. Cały czas wracałam do wydarzeń z przed 3 lat,co wcale nie ułatwiało mi rozstania się z Harrym,osobą którą kochałam najbardziej na świecie. Nie można żyć przeszłością,a ja właśnie to robię. Harry się zmienił,widziałam to. Gdybym mogła cofnąć czas o kilka godzin... .Zerwałam się z fotela.
- Noah,zajmiesz się Tess? - Mojemu zszokowanemu przyjacielowi zabrało kilka sekund zrozumienie aluzji. Uśmiechnął się promiennie i kiwnął głową. Pobiegłam do hallu,by się ubrać i w przelocie złapać kluczyki od samochodu, gdy brunet stanął w progu salonu.
- Co ty robisz,Char? - Kompletnie zignorowałam jego pytanie zbyt zajęta zakładaniem buta. Gdy już miałam wszystko na sobie podleciałam do Noah dając mu całusa w policzek i wybiegłam za drzwi. Wsiadając do samochodu usłyszałam jeszcze tylko jak chłopak pyta mnie skąd wiem gdzie znaleźć Harrego, po czym opuściłam podjazd zostawiając za sobą tylko dwa ślady po moim gwałtownym wycofywaniu. 
Coś mi mówiło, że tylko zmarnuję czas, gdy wybiorę kurs do domu chłopaka,gdyż jego tam nie ma, dlatego skierowałam się w stronę miejsca, w którym przed naszym rozstaniem spędzałam bardzo dużo czasu. Podjeżdżając pod budynek wstrząsnęły mną ciarki, a cichy głosik w mojej głowie powtarzał cały czas, że jeszcze mam szansę się wycofać, jednak pewnym krokiem weszłam do środka ogromnego budynku, w którym jak miałam nadzieję znajdował się mój ukochany. Przechodząc przez oszklone drzwi od razu do moich nozdrzy wdarł się zapach potu i jakiegoś odświeżacza o zapachu lawendy. Dobrze wiedziałam, do którego pomieszczenia powinnam się udać, dlatego przechodząc obok recepcjonistki nie zatrzymałam się o udzielenie pomocy w celu odnalezienia drogi. 
- Cześć Kimberley! - Uśmiechnęłam się promiennie w stronę czterdziesto latki siedzącej za ladą. Kobieta podniosła głowę, a jej głos zatrzymał się w połowę zdania.
- Dzień D...- Zaśmiałam się pod nosem z jej zszokowanej miny. No tak, w końcu długo mnie tu nie było. Zanim zdążyłam pociągnąć za klamkę od drzwi, za którymi znajdowała się sala bokserska, ktoś od drugiej strony uprzedził mnie i tym samym wpadłam prosto na czyjś ogromny tors. 
- A niech mnie kule biją! - Bob, o kilka głów wyższy ode mnie,o potężnej budowie i umięśnionych ramionach, podniósł mnie do góry i przytulił do siebie. Zaśmiałam się i zaczęłam wierzgać nogami.
- Tak, tak też mi cię brakowało - Odwzajemniłam uśmiech i z powrotem wylądowałam na ziemi.
- Ależ cię tu długo nie było! Jak Tessa? Przyszłaś do Harrego? - Kiwnęłam niepewnie głową, bo w tym momencie dotarło do mnie, że loczek niekoniecznie mógł znajdować się w pomieszczeniu znajdującym się za plecami kierownika.
- Czy..czy on tam jest? - Odwróciłam wzrok
- Jest, ale uważaj, bo...eh sama zobaczysz - Przepuścił mnie w drzwiach, a ja, jeszcze chwilkę mocniej zaciągając się powietrzem, weszłam do środka. W sali oprócz mnie i Harrego, którego na razie nie widziałam, znajdowały się trzy osoby, a każda z nich przydzielona do swojego worka treningowego, uderzała w niego rytmicznymi ruchami, wydając z siebie pojedyncze jęki zmęczenia. W tym samym czasie zza ściany, która wyznaczała połowę pomieszczenia, dały się słyszeć mocne uderzenia w worek, a gdy ucichły, głośny krzyk osoby uderzającej odbił się echem po ścianach. Bardzo dobrze wiedziałam do kogo należał. Gdy stanęłam w progu, zobaczyłam Harrego, którego mokre od potu włosy opadały bezwładnie wzdłuż czoła, pot przebijający się przez białą koszulkę odsłonił całkowicie muskuły chłopaka, a nogi napięte od pracujących mięśni, ugięły się pod nim,powalając zielonookiego na ziemię. Z gardła chłopaka znów wydał się krzyk, a on chowając twarz w dłoniach, zaniósł się szlochem. Obserwując to, czułam jak moje serce łamie się na kawałeczki.

- Harry... - Szepnęłam zbliżając się, na co chłopak gwałtownie podniósł swoje załzawione oczy, kierując je na moją osobę.
- Lottie?...- Szepnął pytająco, jakby czekając na potwierdzenie, że naprawdę stoję przed nim i obserwując mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Tak, jestem tu - Kucnęłam kilka milimetrów od twarzy Styles'a i przejechałam dłonią po mokrym policzku chłopaka.
- A..ale czemu? - Jego ciężki oddech powoli wracał do normy, a ostre rysy twarzy, łagodniały pod wpływem mojego dotyku.
- Bo zrozumiałam jaka byłam egoistyczna. Żyłam przeszłością Harry, kierowałam się rozumem, a nie sercem i to był jeden z poważniejszych błędów jakie popełniłam w życiu. Tam w parku...ja się bałam, po prostu się bałam, jednak nie ciebie, bo wiem, że ty byś mnie nie skrzywdził. Bałam się podjęcia decyzji, która w głębi duszy wydawała mi się słuszna, bo nie wiedziałam jakich konsekwencji mogę się spodziewać. Przepraszam - Wtuliłam się w zagłębienie szyi chłopaka, znów zaciągając się jego kojącym zapachem. Nagle ręka Harrego odsunęła mnie od chłopaka, a pewne spojrzenie bruneta spoczęły na lustrzanej ścianie.
- Jeśli o to chodzi, to nie potrzebuje twoich przeprosin. Tylko idiota całuje kogoś wbrew jego woli, a ja to zrobiłem, dlatego zrozumiałym dla mnie była twoja odpowiedź. Nie musiałaś przyjeżdżać tutaj tylko dlatego, że nagle ogarnęło cię poczucie winy, a jeśli to tyle, to ja już pójdę - Przez cały czas nie patrząc mi w oczy, wstał i zaczął iść w stronę drzwi. Nie mogłam się poruszyć. Żadne konkretne słowo nie chciało przejść przez moje rozchylone wargi i gardło, teraz ściśnięte od gwałtownego płaczu, spowodowanego przez ostre słowa chłopaka.
- Nie przyjechałam tutaj z powodu jakiegoś pieprzonego poczucia winy! - Nie wiem kiedy znalazłam się na równych nogach i wydobyłam z siebie te słowa. Harry gwałtownie odwrócił się w moim kierunku, a na sali zapadła cisza. - Przyjechałam tu, by powiedzieć ci, że cię kocham - Znów po moich policzkach spłynęły niepohamowane łzy. - Kocham cię, rozumiesz? Kocham, Harry. I nie mogę bez ciebie żyć. Potrzebuję cię, tak samo jak Tessa. Dlatego błagam cię przemyśl jeszcze raz swoje... - Nie zdążyłam dokończyć, gdy usta Harrego brutalnie zaatakowały moje, a ręce podniosły mnie, bym zatoczyła je wokół bioder Styles'a. Był to pocałunek kompletnie różniący się od tego w parku, wyrażający dużo więcej emocji i oczekiwany przez nas obojga od ponad 3 lat. Trzy lata musiały minąć, żeby w końcu dotarło do mnie, jak wiele mogę stracić, odtrącając Harrego. Trzy lata...
- Kocham cię Lottie. Boże, tak cholernie cię kocham! Nie wyobrażam sobie bez was życia! Obiecuję ci, że wszystko naprawię. Już nigdy nikogo nie uderzę, nigdy więcej niczego nie spieprzę. Weźmiemy nasz obiecany ślub, wychowamy razem Tess, jeśli będziesz chciała wyjedziemy stąd daleko, żeby zacząć wszystko od samego początku. Tak strasznie cię przepraszam... - Nie chciałam żeby więcej przepraszał, nie potrzebowałam tego. Wiedziałam, że to co mówił wcześniej i teraz jest całkowicie szczere, a Harry kocha mnie tak samo mocno jak ja kocham jego. Nie potrzebuje do szczęścia białych róż,brylantów czy innych skarbów. Potrzebuje tylko i wyłącznie jego. Mojego Harrego.

*The End*

Witajcie kochani! Ogłaszam wielki powrót rozpoczęty tak samo wielkim imaginem ode mnie! :D Piszę go już ponad pół roku, jednak przez ostatnie miesiące, jak wam zresztą mówiłam, miałam minimalny dostęp do komputera, a moja wena po prostu poszła na długie wakacje, bo kompletnie nie miałam na nic pomysłów. Jednak od tygodnia mój mózg i wena po prostu przekraczają samych siebie, więc oznajmiam wam, że jestem już w trakcie pisania kolejnego opowiadania ;) ;* Jak widzicie wznowienie bloga postanowiłam też uczcić zmianą szablonu (mam nadzieję,że wam się spodobał ;) ), a adminka Katee również jest w trakcie pisania nowego imagina dlatego mówimy wam jedno wielkie WITAJCIE Z POWROTEM! Dziekujemy wam kochani i do zobaczenia! <3 / Alex
A! NO I OCZYWIŚCIE - KOMENTUJCIE! <3 

zdjęcie promocyjne mojego imagina ;)